Mimozami jesień się zaczyna... A potem zaczynają królować dynie. Teraz się już nie zaczyna a trwa.W nocy mróz ściska i jarmuż pozbył się goryczki. Coraz bardziej szaroburo. A tak chciałoby się koloru...
Do dyni długo się nie mogłam przekonać. Chyba raziła mnie jej mdła słodycz i rozciapcianie. Nie brzmi zachęcająco, prawda? Tylko ten kolor! Ciepły, rozgrzewający, energetyczny. Poza tym dynie są po prostu piękne...
I cóż się okazało? Dynia nie musi być rozciapciana. Można ją obsmażyć krótko, tak żeby trochę zmiękła, ale zachowała jędrność. Jest wtedy zupełnie inna. A jarmuż? Jarmuż kupiłam, bo lubię eksperymentować. Pamiętałam nazwę z dzieciństwa, zupełnie nie pamiętałam smaku i byłam jego ciekawa. Kupiłam, włożyłam do lodówki, poszukałam przepisów i ... nie wiedziałam, na co się zdecydować.
Leżała dynia, leżał jarmuż, jednym z przepisów, który mnie zaciekawił, był ten z blogu cosniecos. Posłużył za natchnienie. Jej, jakie to było smaczne!
Dynia z jarmużem i boczkiem
Składniki:
- 1 kg dyni
- 120g wędzonego boczku
- 2 szalotki (można zastąpić zwykłą cebulą)
- 1 ostra papryczka (można pominąć, ale dodaje pazura ;) )
- pęk jarmużu
- garść liści szałwi (lub 1 łyżeczka suszonej)
- olej
Na patelni rozgrzać łyżkę oleju. Podsmażyć boczek. Dodać cebulę i smażyć mieszając aż będzie szklista. Dodać szałwię i papryczkę. Wymieszać i smażyć 1-2 min. Jeśli się przypala, to zmniejszyć ogień, ale generalnie powinien być dość mocny. Dodać dynię. Smażyć mieszając ok. 10 min. Ma zmięknąć, ale nie powinna się rozgotować. Dodać jarmuż, jeszcze chwilę podsmażyć i gotowe.
Bardzo lubię szałwię. Mam w doniczce, mrożę jej listki, suszę w pęczku pod sufitem głową w dół ;). Każda się nadaje. Chyba jednak trudno ją dostać w postaci suszonej przyprawy. Kiedyś radziłam sobie kupując szałwię w aptece. Nawet taka w torebce się nada (należy ją wtedy z niej wysypać i torebkę wyrzucić ;) ). Garść listków zastąpi 1 łyżeczka suszonej.
Danie to można jeść samo, można z ryżem, dobre jest z bułką, ale też sprawdza się jako dodatek do mięsa.