Dygresja 1.: Cukier krzepi - to hasło reklamowe wymyślone w okresie międzywojennym przez Melchiora Wańkowicza. Zarabiał też na reklamie - z czegoś trzeba żyć. Wtedy cukier to było samo dobro.
Jestem już tym zmęczona i zaczynam mieć sieczkę w głowie. Chodzi o wszelkie publikacje, mody na temat co jeść, a czego nie. Co jest zdrowe, a czego unikać. I nie chodzi mi tu o konserwanty i chemię, o szprycowanie produktów, które mają dłużej poleżeć w sklepie. To zdzierżę. Chodzi mi o wszelkie: nie jedz pszenicy, nabiału, mięso prowadzi do śmierci, masło to zabójca, lepsza margaryna, margaryna jest szkodliwa, lekarze kłamią, szczepić dzieci nie należy.
Dygresja 2.: moja malutka córeczka (miała niecałe pół roku, jak zachorowała) została zarażona wzw B. Wtedy jeszcze nie szczepiono przeciwko niej dzieci. Mieliśmy wszyscy szczęście, mała wyeliminowała wirusa w pierwszym możliwym momencie (czasem tak się zdarza). To straszna choroba. Mogła się zakończyć zniszczoną wątrobą i jej nowotworem, miałam tę świadomość. Myślicie, że jestem przeciwniczką szczepień?
We wszystkim należy zachować umiar. Bo przesada szkodzi. Wprawdzie przemawia do mnie, że warto swoją dietę oprzeć na produktach lokalnych (lepsza kasza jaglana niż quinoa - to akurat nie ze względów zdrowotnych), ale czasem można też i od tej zasady odstąpić.
Dygresja 3.: wiecie, że ktoś badając zawartość żelaza w szpinaku pomylił się o rząd wielkości (źle postawił przecinek)? Przez około 100 lat byliśmy katowani szaroburozielonymi, stającymi w gardle papkami (jakby nie można było smaczniej) w szkole i przedszkolu, bo będziesz strażakiem, jak będziesz jadł szpinak. Dopiero po długim czasie ktoś wpadł na pomysł, żeby zweryfikować tamte badania. I jak tu wierzyć w naukę i naukowców?
Wprawdzie bezglutenowe (modnie), ale z mleka (fuj, niemodnie) w dodatku słodzonego (o zgrozo). I jeszcze jajka! Z wiórkami kokosowymi i czekoladą (ratunku, nielokalne). Za to pyszne, w miarę łatwe i zachwycające z tego powodu, że właściwie bez wysiłku, jakby mimochodem tworzy się warstwa ciastowa i kremowa. I obie takie równiutkie.
Ciasto kokosowe
składniki na małą formę keksówkę:
- ciasto:
- puszka mleka skondensowanego słodzonego (ok.400-530 g)
- 300 ml mleka
- 2 jajka
- 130 g wiórków kokosowych
- polewa:
- 100 g czekolady gorzkiej
- 50 ml śmietanki
- odrobina tłuszczu (masła, bezsmakowego oleju) do wysmarowania formy
Piekarnik rozgrzać do 170°C (z termoobiegiem) lub 180°C (bez).
Formę wysmarować tłuszczem i wyłożyć papierem do pieczenia.
Wszystkie składniki ciasta dobrze wymieszać i wlać do foremki. Foremkę włożyć do większej, do której nalać wody do takiego poziomu, ile mniej więcej chce się mieć w cieście warstwy kremowej. Wstawić do piekarnika. Piec 1 godzinę i 20 minut. Gdy wierzch zacznie się rumienić, warto ciasto przykryć folią aluminiową. Wystudzić. Wyjąć z formy, dobrze schłodzić w lodówce .
Przygotować polewę: roztopić czekoladę w śmietance (wlać do garnka śmietankę, wrzucić do niego połamaną na kawałki czekoladę, podgrzewać mieszając do uzyskania jednolitej masy). Pokryć nią schłodzone ciasto. Ew. udekorować. Poczekać aż zastygnie.
Wg. mnie lepiej smakuje trzymane w lodówce.
Piekę to ciasto w foremce o rozmiarach 12x26x6 cm.
Gdy wykładam foremkę papierem, to tnę go na trzy kawałki. Jeden duży, który pokrywa większość powierzchni (tak samo jak przy pieczeniu
chleba razowego - tam są zdjęcia foremki z papierem). Dwa przykrywające boki niewiele pod ten duży zachodzące. To zdaje egzamin i ciasto wychodzi równiejsze. Wcześniej wykładałam foremkę jednym sporym kawałkiem papieru. W sumie też było dobrze, tylko mniej pięknie.
Rozmiary foremki są orientacyjne. Ciasto nie wypełnia jej całej, nie rośnie, więc spokojnie może być mniejsza - wtedy ciasto będzie wyższe.
Zawsze piekłam to ciasto z mleka skondensowanego słodzonego polskiego, które niezmiennie od dawna jest w sklepach nie zwracając uwagi na wagę (teraz wiem, że to 530 g). Ostatnio kupiłam jakieś inne ("mojego" nie było), miało ok. 400 g, nie zwróciłam uwagi, że jest go mniej i upiekłam. Właściwie nie zauważyłam różnicy w cieście (choć oczywiście musiało być go mniej).
Polewy jest dużo. Zastanawiam się, czy następnym razem nie zrobić jej z połowy proporcji (50 g czekolady i 25 ml śmietanki) i pokryć tylko wierzch ciasta (pominąć boki). Teoretycznie śmietanka powinna mieć 30% tłuszczu, ale zdarzało mi się używać takiej z zawartością 12% i też było dobrze.
Przepis podrzuciła mi dawno znajoma, która znalazła go na blogu
Moje wypieki.