To już drugi raz. Byłam na
Food Blogger Fest. Praktycznie spędziłam na nim całą sobotę. Czy było warto? Na pewno.
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, zainspirowałam, spotkałam wielu miłych ludzi. Znanych mi tylko dzięki internetowi.
Właściwie nie mogę powiedzieć, co mi się najbardziej podobało. Bo podobało mi się mnóstwo.
Na początku Kamis a właściwie McCormic i Basia Ritz. Przyznam się, że ta prezentacja najmniej do mnie trafiła. Może wielki świat uznaje, że ta firma kształtuje trendy kulinarne. Może wszyscy czekają na to, by powiedziała, co w tym sezonie jest kulinarnie modne. Hm, pozwolę sobie być odporna na te sugestie i podążać za własnymi fascynacjami :).
Łukasz Węgrzyn świetnie opowiadał o prawie autorskim. Wiecie, że pierwsze a zarazem jedyne w starożytności prawo nie odnoszące się do dóbr materialnych dotyczyło kulinariów? W VII w p.n.e. w greckiej kolonii Sybaris twórca przepisu kulinarnego zyskiwał monopol na roczne przygotowywanie potrawy przez siebie stworzonej. To oczywiście ciekawostka, ale parę ważnych rzeczy dla bloggerów też się znalazło. Po pierwsze wbić sobie do głowy mantrę, żeby podawać źródło. Po drugie wszystko co stworzymy, czyli i zdjęcie i tekst jest nasze i nikt nie ma prawa bez naszej zgody z tego korzystać. Ale... Nie jest chroniona procedura, czyli przepis. Ja to rozumiem tak, że jeśli ktoś skorzysta z mojego przepisu i opisze go np. na blogu swoimi słowami nawet nie podając źródła, to miał do tego prawo. Ale jeśli skopiował mój opis, albo moje zdjęcia, to wysyłam mu rachunek z dwukrotną kwotą na jaką wyceniam swoją pracę do zapłacenia i czekam na rozwój wypadków :).
Iga Furmańczyk i Julia Fic opowiadały o reklamie na blogach z punktu widzenia osób pośredniczących między tymi, którzy te reklamy chcą zamieszczać, a blogerami. Kwestia, czy chcemy tak zarabiać, jest do rozważenia. Szereg uwag jednak można odnieść do każdego blogu. Też mojego. To, że powinnam zrobić na Tarzynkowie porządki, wiem od jakiegoś czasu. To, że powinnam ułatwić dostęp, wyszukiwanie, lepiej opracować kategorie, stworzyć spis treści, to też dla mnie nic nowego. Mam to w planach, ale muszę się jeszcze sporo nauczyć, żeby to zrobić. Na pewno prędzej czy później mi się uda. Niezależnie od tego, czy zdecyduję się na umieszczanie reklam, czy nie. Po prostu mój blog będzie wtedy fajniejszy: mam nadzieję, że nie tylko dla mnie.
Gdy zaczęłam prowadzić blog, to starałam się odpowiedzieć sobie na pytanie po co to robię? I wtedy i teraz tak naprawdę nie wiem. To nie ma celu, ale wydaje mi się, że ma sens. Z opowieści Eweliny Majdak, która prowadzi uroczy blog
Around the kitchen table (jej zdjęcia zachwycają mnie już od dawna) najważniejsze było dla mnie zdanie: "Warto mieć bloga, by każdego dnia zadziwiać się, że ktoś to bez przymusu czyta". Cieszę się, że podzieliła się swoimi doświadczeniami blogerki i przemyśleniami na temat blogowania. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto to robić. Jeśli ktoś chce poznać więcej szczegółów prezentacji, to na blogu Eweliny pojawił się
jej opis.
Przyznam się, że nie wiedziałam, że istnieje
księgarnia, w której można kupić tylko książki o kulinariach. Prowadzi ją Laura Osęka. Fajny pomysł, miła właścicielka, na pewno tam zajrzę. Wprawdzie jeszcze nie pozbyłam się takich książek, które uważam, za nietrafione, ale chyba już jest blisko do tego momentu, bo przestają mi się mieścić, choć już stoją w dwóch rzędach na całkiem pojemnych półkach. Tylko odwiedzając tę księgarnię muszę sobie jakiegoś zaskórniaczka uzbierać - nie wiem, czy będę potrafiła się oprzeć i nic nie kupić.
Kolejne zdanie, które chciałabym zapamiętać na dłużej, to zdanie Daniela Pattersona szefa kuchni Coi w San Francisco: "Porażka jest jedną z możliwości". Zmusiło do zastanowienia. Wydaje mi się pozytywne i niesamowicie optymistyczne. Skoro porażka jest jedną z możliwości, to nie jest czymś jednoznacznie negatywnym - nie bójmy się ryzykować i próbować nowych rzeczy. Aż chciałoby się kliknąć przy nim "lubię to" ;). Zdanie to zacytowała Małgorzata Minta, która ciekawie opowiadała o fascynującym wydarzeniu, w którym brała udział (zazdroszczę!): Cook it Raw na Suwalszczyźnie.
Podróże i kulinaria. Fajna perspektywa. Rzadko ostatnio wyjeżdżam daleko, ale gdy mi się to zdarzy, to podobnie jak
Natalia Rusinowska ciekawa jestem miejscowych kulinariów. Dużo bardziej interesują mnie niż muzea i zabytki.
O książce Marka Kalbarczyka i Piotra Adamczewskiego czytałam u Inki Wrońskiej. Bardzo mnie zaciekawiła, żałowałam, że jest niedostępna. Na studiach będąc miałam niewidomych znajomych. Świetnych, samodzielnych, twórczych. Teraz myślę, że w zderzeniu z dorosłością jest im dużo trudniej zachować entuzjazm niż osobom widzącym. Pan Marek go cały czas posiada. Entuzjazm, pogodę ducha. Spotkał mnie zaszczyt, zostałam właścicielką "Smaku na koniuszkach palców". Jestem przekonana, że prędzej czy później o tej książce jeszcze napiszę.
Na sam koniec dowiedziałam się, że czekolada może być jak wino. W zależności od rodzaju ziarna, od jego pochodzenia, stopnia uprażenia ma inny smak. Można się w niej zakochać, może być pasją. Zazdroszczę tej pasji Tomaszowi Sienkiewiczowi i Krzysztofowi Stypulkowskiemu z
manufaktury czekolady.
Tyle część oficjalna. Potem były warsztaty dla szczęściarzy. Byłam
jedną z nich. Przekonałam się, że fotografowanie przy świetle sztucznym nie jest takie straszne. Dzięki uwagom Beaty i Lubomira Lipovów (wielkie podziękowania za mnóstwo cierpliwości i życzliwości. Dzięki Wam, to był świetnie spędzony czas) moja wiedza na ten temat jest o wiele większa. Zdjęcia robiliśmy ugotowanym specjalnie dla nas potrawom. Wcale niełatwym do fotografowania. Fajnie, tym większe było wyzwanie. Mam nadzieję, że mu sprostałam. Ryba (chyba sola - zapomniałam zapamiętać :( ) ze szparagami i kawowym sosem to połączenie mi dotąd nieznane. Nie pasowała do tego dania cytryna. Dużo lepiej grały z nim truskawki i pięknie ożywiały kompozycję. Bardzo ciekawa smaku sosu spróbowałam go. Był przepyszny, zaskakujący. Aż mnie korci, żeby kiedyś pokusić się o jego odtworzenie...