Lubicie słodycze? Mało kto nie lubi. Sprawiają nam przyjemność, dobrze się kojarzą, poprawiają humor i są smaczne. Same zalety?
No nie do końca. Cukier, czyli sacharoza. Dobry? Zdrowy? Trucizna?
"Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę" Powiedział to Paracelsus. W sumie trudno się z nim nie zgodzić.
Coś mi się wydaje, że niestety cukier spożywamy w dawkach dużo za dużych. Trąbią nam o tym spece od zdrowego żywienia. Z drugiej strony, jak miło siąść z herbatą czy kawą, dobrą książką i czymś słodkim. Albo z przyjaciółmi i smacznym podgryzaczem. Prawda?
W moich batonikach cukru czyli sacharozy nie ma. Słodycz pochodzi z owoców (no niestety w żurawinie nie tylko naturalny - zastąpcie ją rodzynkami i już sacharozy nie będzie). Jest za to mnóstwo zdrowej smakowitości. Lubię je bardzo, robię w różnych wariantach. Ten jest pyszny.
Batoniki
Batoniki
składniki:
- 2 i 1/2 szklanki płatków owsianych (zwykłych)
- 1 szklanka rodzynek chilijskich (duże, jasne)
- 1 szklanka suszonej żurawiny
- 1 szklanka połamanych na kawałki orzechów włoskich
- 1 szklanka kaszy jaglanej (prosa)
- 1/2 szklanki pestek słonecznika
- 1/2 szklanki płatków kokosowych
- 1 puszka (411g) mleka skondensowanego niesłodzonego
Piekarnik nagrzać do temperatury 130 stopni Celsjusza (z termoobiegiem, bez niego do 140).
Blachę (o wymiarach ok. 26x38cm) wyłożyć papierem do pieczenia.
Suche składniki wsypać do sporej miski i wymieszać.
Mleko podgrzać do temperatury ok. 40 - 50 stopni. Ma być wyraźnie ciepłe, ale nie ma się gotować. Temperatura nie jest tu kluczowa, odchylenia są dopuszczalne.
Zalać mlekiem suche składniki i wymieszać. Przełożyć na blachę, wyrównać.
Piec 1 godzinę. Wyjąć, przełożyć do góry dnem na większą blachę, zdjąć papier. Wstawić do piekarnika na 15 minut, żeby dosuszyć spód.
Studzić na kratce. Po 15-20 minutach pokroić. Przechowywać w puszce do tygodnia. Zazwyczaj wytrzymują dłużej, ale zdarzyło mi się, że zaczęły pleśnieć w drugim tygodniu. Pewnie ich trochę nie dosuszyłam, aczkolwiek w smaku i wyglądzie wszystko było ok.
Dobre są też na słodzonym mleku skondensowanym. O ile dla kogoś proponowane przeze mnie są za mało słodkie. Tylko wtedy nie są już takie zdrowe ;).
Dobre są też na słodzonym mleku skondensowanym. O ile dla kogoś proponowane przeze mnie są za mało słodkie. Tylko wtedy nie są już takie zdrowe ;).
Spece od zdrowego żywienia jeszcze trąbią, że nie należy na głodniaka wychodzić z domu. Że ważne jest śniadnie. Kto go nie je codziennie, ręka w górę. Niestety trochę się podniosło, moja również :(. Staram się z tym walczyć.
Wrzucam batoniki do papierowej torebki na drogę. Biorę kubek z kawą. Lecę na pociąg, którym dojeżdżam do pracy. Już jest lepiej, prawda?
Zabiorę je także na piknik Usagi do Królika.
Następnym zaś razem spróbuję zastąpić mleko mlekiem kokosowym i będzie to idealny wypiek dla Kucharki Zen ;), która szuka takiego bez: mleka, cukru, jaj i mąki pszennej. Ciekawa jestem, co wyjdzie :).
Kto jest też ciekawy, może zobaczyć tutaj - klik, co wyszło.
Kto jest też ciekawy, może zobaczyć tutaj - klik, co wyszło.
Każdy przepis ma swoją historię. Sposób na te batoniki (płatki owsiane i inne dobrocie zalane skondensowanym, podgrzanym mlekiem i pieczone w stosunkowo niskiej temperaturze) podpatrzyłam parę lat temu u Nigelli Lawson. Zupełnie jednak nie odpowiadał mi smak proponowanych przez nią. Zaczęłam więc modyfikować skład, zmieniać proporcje, bawić się zestawieniami ... Jeszcze pewnie jakaś ich wersja pojawi się na blogu ;).
Wrzucam batoniki do papierowej torebki i zabieram ze sobą. Wcale nie muszą być śniadaniem. Świetne są też na podwieczorek. Taką też pełnią rolę w menu podanym przeze mnie w akcji Kuchnia 24/7.
Wrzucam batoniki do papierowej torebki i zabieram ze sobą. Wcale nie muszą być śniadaniem. Świetne są też na podwieczorek. Taką też pełnią rolę w menu podanym przeze mnie w akcji Kuchnia 24/7.