Mogą być białe i zielone. Sprzedawane w mniej więcej 1/2 kg pęczkach. Grubsze i cieńsze. Jedni mówią, że obwód nie wpływa na ich smak. Inni preferują grube: są bardziej soczyste i podobno smaczniejsze. Lubię i takie i takie.
Białe niektórzy uważają za bardziej szlachetne i wyżej cenione. Przed wojną były polską specjalnością i cała Europa stawiała je za wzór szparagowego smaku. Było, minęło, ale może wróci?
Sezon na nie trwa krótko. Od maja do początków lipca. Lubię to. Oczekiwanie. Radość, że się pojawiły. Potem przyrządzanie jak najczęstsze, by się nimi nacieszyć. Lekki smutek, gdy jest ich coraz mniej i są coraz droższe. Leciutki, bo pora smakowita dostarcza kolejnych sezonowych pyszności wynagradzających koniec szparagów.
Białe, lekko fioletowe, zielone. To te same szparagi. Różnią się tylko czasem zbierania. Spod ziemi, od razu, gdy wyjrzą na słońce, znad ziemi. I trochę smakiem. Nie będę go opisywać, warto spróbować i samemu się przekonać.
Białe wybieram gładkie i błyszczące. Ze zwartymi główkami. Bez plamek. Lekko fioletowy czubek jest wskazany, choć niekonieczny.
I zielone i białe sprawdzam naciskając na dole. Jeśli pokazuje się świeży, przezroczysty sok, to świetnie. Suchy, brązowy dół sprawia, że omijam je dużym łukiem. Po kupieniu zawijam w lekko polany wodą ręcznik papierowy (wilgotny, ale nie taki, by z niego kapało), wkładam do torebki foliowej i przechowuję w lodówce. Niedługo. Nie lubią czekać ;). Podobno lepiej nie kupować stojących w wodzie, jak kwiatki, bo robią się kwaśne. Przyznam się, że dotąd nie zwracałam na to uwagi i nie zauważyłam. Albo trafiałam na krótko stojące :D.
Kupuję i grube i cienkie - ważne by wszystkie były mniej więcej jednakowe w obwodzie (czas przyrządzania jest wtedy taki sam i nie ma problemu, że część jest rozgotowana, a część jeszcze za twarda).
Obiera się białe (zielonych nie trzeba). Zwykłą obieraczką. Od czubka (w cienkich 1 cm poniżej) do dołu. Strużyn nie wyrzucam. Z powodu tego obierania raczej nie lubię bardzo cienkich białych. Kiedyś kupiłam dwa czy trzy pęczki cieniutkich i... klęłam na czym świat stoi. Nigdy więcej. :D
Szparagi mają zdrewniałe, niezbyt smaczne końce. Na pierwszy rzut oka nie wiadomo gdzie. Szczęśliwie łamią się w miejscu, gdzie zdrewniałość się kończy. Biorę więc każdy szparag w dwie ręce i zaczynając od dołu próbuję leciutko odłamać. Jak się nie uda, to stopniowo przesuwam dłonie trochę w górę, aż pęknie.
Tak przygotowane szparagi są gotowe do przyrządzania. Można je ugotować w wodzie lub maśle. Można upiec - pyszne. Można przyrządzić na wiele sposobów. Mniam.
Szparagi gotowane
składniki:
- pęczek szparagów (ok. 500 g)
- 1 łyżeczka cukru lub 2-3 listki stewii
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka masła
- 1/2 łyżeczki soku z cytryny
Szparagi pieczone
składniki:
- pęczek szparagów
- masło lub oliwa do wysmarowania naczynia
Gotowane i pieczone szparagi można jeść po prostu, można z masłem, można polać przyrumienioną bułką tartą z masłem. Można przyrządzić na mnóstwo innych sposobów. Ale o tym kiedy indziej.
Strużyn ani końców nie wyrzucam. Nie wylewam też wody z gotowania. Robię z nich pyszną zupę krem. Tylko trzeba ją po zmiksowaniu przetrzeć przez gęste sitko ;).
Ale po co cukier tym szparagom ? Chyba tylko w Polsce tak gotuja szparagi...
OdpowiedzUsuńNo cóż, spierać się nie będę, bo nie wiem, czy tylko w Polsce. Cukier w małych ilościach działa jak przyprawa. Może to i polski zwyczaj, że do wody do gotowania szparagów,ale też np. kalafiora dodaje się cukier. Ostatnio preferuję pieczenie (nie używam ani cukru ani soli) - pyszne są ;).
Usuń