poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ayran

 
Taka ze mnie podróżniczka, jak z koziej... No dobra, nie będę się obrażać, ale coraz trudniej mi wrzucić parę ubrań do torby i wyruszyć. Kiedyś wystarczył plecak, namiot i karimat i świat stał otworem, a teraz... ech. Obrosłam w rzeczy, strzykanie i poczucie odpowiedzialności. W strachy niepotrzebne. 
Czasami udaje mi się je walnąć i na chwilę cichną. Przyczepiona do MMŻ czyli małżona wyruszam. Szukam nastrojów, zwyczajów i smaków. Atmosfery miejsc. Widoków. Zachodzę do lokalnej księgarni i udając poliglotkę od siedmiu boleści dukam, czy może dostanę książkę o lokalnej kuchni po angielsku lub rosyjsku. Bo gdzież ja te smaki znajdę - przecież nie w lokalnej pizzerii (basen Morza Śródziemnego latem (i nie tylko jak na razie) omijam duuuużym łukiem, więc pizzeria nie jest reprezentatywna) lub hamburgerowni. Poczytam chociaż o nich.
W Turcji niestety nie byłam. Ayran odkryłam (oj, wstydzam się, wstydzam) w centrum handlowym. To było parę lat temu i wśród innych przybytków z jedzeniem był jeden turecki. Coś podejrzewam, że mógł być rzeczywiście turecki, a nie podrabiany, bo dość szybko zbankrutował ku mojemu żalowi i gdy kolejny raz tam zawitałam, już go nie było. Otóż z napojów proponowali coca-colę i tajemnicze białe coś kręcące się stale w takiej machinie. Kto ciekawy, nos do kawy, oczywiście wybrałam białe coś. REWELACYJNE. Uwielbiam je od tamtego czasu wielce. Potem sobie pogrzebałam po różnych książkach i czasopismach, dopracowałam recepturę i sama robię. Częstuję krewnych i znajomych, którzy dzielą się na wielbicieli i wielce niechętnych. Obojętny nikt nie pozostaje :).


Ayran

składniki:
  • 350 ml jogurtu naturalnego (może być też gęsty typu greckiego)
  • 150 ml wody mineralnej (używam gazowanej, fajniejszy wychodzi)
  • 1/4 łyżeczki czyli 1,25 ml soli
Wszystkie składniki (powinny być chłodne) połączyć i zmiksować. Ostatecznie wymieszać trzepaczką rózgową (a jak nie ma, to i widelcem od biedy można). 
Pić od razu.

Ayran rewelacyjnie gasi pragnienie. Lubię go zawsze, ale podczas upałów jeszcze bardziej.



W Polsce regionalnej najłatwiej znaleźć kebab lub pizzę. Wiem, bo jak już wychynę z domiszcza i sobie jeżdżę, to żywię do nich niechęć i upieram się przy jedzeniu innych rzeczy. Czasem łatwo nie jest...

4 komentarze:

  1. Popijam sobie ayran z chęcią :) A będąc w Turcji w tym roku piłam non stop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dobry jest wielce. Hm, a może by tak pojechać jednak do Turcji? ;)

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia i piękne kubeczki :) Na odkrycia kulinarne nigdy nie jest za późno. To taka dziedzina...że ciągle można coś nowego znaleźć dla siebie. Bardzo lubię Twoje rozważania :) Pozdrawiam Tarzynko-Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kubeczki śliczniutkie, prawda? Trafiłam na nie w moim lokalnym sklepie i wykupiłam wszystkie, które były (dużo nie mieli), tak mi się podobały. Bardzo, bardzo się cieszę Małgosiu, że lubisz moje rozważania. Serdeczności.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...