Tego wpisu miało nie być. I miałam nie piec pączków. Nigdy tego dotąd nie robiłam.
Tradycja tłustoczwartkowa jest jednak silniejsza. Trzeba po prostu mieć i zjeść pączki tego dnia.
Kupić w supermarkecie po cenie dumpingowej? Niekoniecznie wierzę, że są smaczne.
Sklep spożywczy? No nie wiem.
Dwa lata temu mąż kupił w lokalnej cukierni... Były "wczorajsze" :(.
Jechać do cukierni, w której są na pewno dobre i stać w kilometrowych kolejkach - nie dla mnie.
Do tego podpatrzyłam u Nutinki pączki twarogowe. Takie malutkie. I podobno dłużej zachowujące świeżość niż tradycyjne.
Jak się wrzuci w siebie nawet trzy, to nie jest tak strasznie, jak tyle samo dużych. Lubię małe słodkości ;).
Pączki twarogowe
Składniki na 50 małych pączków:
rozczyn:
- 2 dag drożdży
- 1 łyżka mąki
- 1 łyżeczka cukru
- 50 ml ciepłego mleka
ciasto:
- 2 szkl. mąki
- 1 jajko
- 2,5 dag miękkiego masła
- 2 łyżki śmietany
- 10 dag sera twarogowego
- 1 łyżka cukru z wanilią (mały - 16g cukier waniliowy)
- 7 łyżek cukru
- szczypta soli
- olej do smażenia
- cukier puder do posypania
Twaróg dokładnie rozgnieść: widelcem, malakserem lub przepuścić przez maszynkę.
Składniki rozczynu dobrze wymieszać i odstawić aż zaczną pracować (na ok. 15 minut). Dodać pozostałe składniki i wyrobić elastyczne i gładkie ciasto. Odstawić do wyrośnięcia - powinno podwoić swoją objętość.
Ponownie zagnieść. Formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego, odkładać na lekko posypaną mąką powierzchnię, przykryć sciereczką. Zostawić na ok. pół godziny, żeby się napuszyły.
W szerokim, płaskim garnku rozgrzać olej. Można wrzucić do niego kawałek surowego jabłka lub ziemniaka, żeby zbierały spaleniznę. Smażyć po parę - powinny mieć miejsce na swobodne poruszanie się. Po chwili obrócić - wcale to nie było łatwe, preferowały jedną stronę ;). Wyjmować do osączenia na ręcznik papierowy. Przekładać na talerz, posypywać cukrem pudrem.
Z mojego doświadczenia w toczeniu kulek z surowego ciasta drożdżowego wynika, że najłatwiej rozwałkować je podsypując lekko mąką na grubość ok. 1 cm, wyciąć niewielkie kółka np. kieliszkiem i zrobić coś w rodzaju sakiewki, sklejając ją na górze. Wyjdzie kuleczka, którą można jeszcze potoczyć w dłoniach.
Ostatnio stałam się właścicielką przydasia do nadziewania. Narobiłam się, ale nadziałam pączki po usmażeniu, przed posypaniem. Dodało im to smaku, ale nie jest to konieczne.
Pączki wyszły smaczne. Już ich nie ma. Coś czuję, że być może rozpoczną tradycję około tłustoczwartkową poszukiwania pączka idealnego ;).
Dodaję je do akcji:
Śliczne pączusie!
OdpowiedzUsuńLubię takie malutkie pączusie;) twoje śliczne;)
OdpowiedzUsuńSą śliczne! Bez względu na porę częstuję się i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzęstujcie się, zapraszam. Małe pączki mają mnóstwo uroku... Fajnie, że moje Wam się podobają.
OdpowiedzUsuń