Miałam napisać o terrinie. O swoim ryzykanctwie i ciekawości, które każą mi wypróbowywać nowe przepisy, gdy przychodzą goście, a potem drżeć, że nie wyjdzie i będzie niesmaczne. O tym, że zazwyczaj wychodzi smaczne, ale niekoniecznie pięknie się prezentuje i że w sumie, chyba to tak bardzo nie przeszkadza, bo i tak prawie zawsze jest zjadane z miłą chęcią. Tak też było z tą terriną. Bo ma ona jedną wadę: po pokrojeniu na plasterki rozpada się z lekka. Ma też ogromną zaletę: jest pyszna. Smakuje nawet tym, którzy nie lubią wątróbki, choć jej smak jest wyczuwalny, aczkolwiek niedominujący.
Miałam napisać, a cała się trzęsę. Bo niektórzy ludzie są jak chmury: gdy znikną, wokół robi się jaśniej. Bo lepiej ich omijać dużym łukiem, ale nie zawsze się udaje. Bo gdy taki człowiek jest dla nas ważny, to zachmurza nam życie i najlepiej go z tego życia wyrzucić, a czasami nie wie się jak. A czasami zrobiło się błąd i związało z takim człowiekiem i teraz za dużo jest łączących nitek, żeby wyrzucenie było dobrym rozwiązaniem. Wtedy trzeba nauczyć się nie dać zachmurzać sobie życia i rozjaśniać je słońcem, a to bardzo trudne. Choć czasem się udaje. A jak jeszcze taki człowiek zachmurza świat mojemu dziecku, a dziecko uważa, że jest on dla niego ważny, to naprawdę jest trudno. Znaleźć mądrość, żeby wesprzeć dziecko, żeby nie wpadło w doła tylko wyszło z całej sytuacji bogatsze o umiejętność radzenia sobie z manipulacjami i toksycznością innych. Ech...
Terrinę mimo, a może przede wszystkim polecam :).
Terrina drobiowa
składniki:
- ok. 300 - 400 g piersi z kurczaka
- 250 g wątróbki drobiowej
- 500 g mięsa mielonego z indyka
- 12 plastrów wędzonego boczku
- spora garść zielonych oliwek (mogą być faszerowane papryką, nawet lepiej)
- 3 łyżki brandy lub koniaku
- 4 łyżki masła klarowanego
- 3 spore ząbki czosnku
- 2 łyżeczki suszonego oregano
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
Pierś kurczaka umyć, osuszyć i pokroić wzdłuż na duże plastry o grubości ok. 3-4 milimetrów. Wątróbki umyć i osuszyć. Pokroić na pojedyncze, ale spore kawałki.
Na patelni rozgrzać masło, obsmażyć kurczaka z każdej strony, wyjąć. Wrzucić wątróbkę, smażyć minutę. Wlać brandy i smażyć mieszając jeszcze 3 minuty aż alkohol odparuje. Odstawić do wystudzenia.
Naczynie do terriny wyłożyć plastrami boczku, tak by wystawały ponad jego brzeg.
Czosnek obrać i grubo posiekać. Oliwki odcedzić.
W misce dobrze wymieszać mielone mięso, czosnek, oliwki, oregano, sól i pieprz. Włożyć wątróbki i zamieszać.
1/3 wymieszanej masy włożyć do naczynia do pieczenia, wyrównać. Rozłożyć połowę usmażonej piersi z kurczaka. Przykryć warstwą z 1/3 wymieszanej masy. Rozłożyć pozostałą część piersi. Wyłożyć resztę wymieszanego z dodatkami mięsa. Wyrównać i lekko docisnąć całość. Przykryć wystającymi kawałkami boczku.
Naczynie przykryć folią aluminiową. Piec w kąpieli wodnej (naczynie z terriną włożyć do większego naczynia i nalać mniej więcej do połowy wysokości terriny wrzątku) 1 godzinę i 45 minut. Po wyjęciu z piekarnika docisnąć wierzch (np. położoną na płask puszką lub mieszczącą się deseczką dociążoną czymś z góry) i wystudzić. Wstawić na parę godzin do lodówki.
Wyjąć z naczynia, pokroić niezbyt cienko i podawać.
Smacznego.
Wyjmowanie nie zawsze jest bardzo proste. Ostatnim razem opalałam palnikiem blachę, żeby terrina była łaskawa ją opuścić. Można też na chwilę wstawić ją do gorącej wody. Zastanawiam się też, czy następnym razem nie wyłożyć formy folią aluminiową. Może to ułatwi wyjmowanie.
Piekłam w blaszce o wymiarach 23,5x13,3x7 cm. Pasowała, aczkolwiek było w niej trochę miejsca - mogłaby być mniejsza (jeśli takiej jak ja nie macie).
Terrina wzbudziła zachwyt podczas wielkanocnego śniadania. Nawet u tych, którzy nie lubią wątróbki (nie daję gwarancji, że wszystkim nielubiącym posmakuje ;) ). W sumie tego się spodziewałam, bo nie pierwszy raz ją robiłam. Tym razem bardzo nie ryzykowałam. Za to ryzykowałam wcześniej, gdy zaproszonych było około trzydziestu osób. Wcale nie mówiłam, że coś nie wyszło tak, jak się spodziewałam (dobra mina do złej gry to podstawa !). Szybkość z jaką zniknęła ze stołu samą mnie zaskoczyła. Mimo tego, że jej plastry nijak nie chciały być plastrami, tylko rozpadały się na kawałki. Potem trochę zmodyfikowałam skład, jest jeszcze lepsza.
Na chmury najlepsi są chmurożercy ;) A terrinkę wypróbuję, choć my akurat wątróbkowi.
OdpowiedzUsuńZjadło mi odpowiedź. A pisałam i zastanawiałam się, czy znam jakiegoś chmurożercę? Pewnie znam, tylko nie wiem, że to on :). Ciekawa jestem, czy Ci terrina zasmakuje.
Usuńświetny przepis ;) witam w akcji PIECZEŃ RZYMSKA!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło w akcji Pieczeń rzymska :).
UsuńTarzynko, myślę że każda domowa wędlina jest lepsza niż najlepsza kupowana. Wyglada ładnie a z pewnością jeszcze lepiej smakuje. Co do tego zachmurzania....oj nie jest to łatwe, fluidy przesyłam :) M.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, terriną jestem zachwycona i nie przypomina ona żadnej kupowanej wędliny. Dlatego ją robię i robić będę, mimo tej jej drobnej wady (czyli rozpadania się). Za fluidy dziękuję. Pomogły, chmury sobie poszły.
Usuń