Afrodyzjaki swoje jak najbardziej mieliśmy. Jednym z nich był lubczyk. Zioło jak zioło.Właściwie nie wiadomo, czemu nasi przodkowie uznawali, że jest pomocny w miłości. Mówili na niego nasięźrzał...
Połamaliście już język czytając? :D.
Po spożyciu na się źrzali, czyli patrzyli na siebie chciwie. :D
Połamaliście już język czytając? :D.
Po spożyciu na się źrzali, czyli patrzyli na siebie chciwie. :D
Jak już się tak naźrzali, to myk w łoże wysłane ciepłymi futrami przy palącym się kominku.
Miodem syconym - uznawanym przez protoplastów za pomocnika w miłości, a i rozgrzewającym wielce, też nie pogardzali. Wtedy go doceniano, a i dzisiaj wart jest grzechu. Podobno dodaje krzepy. Wybieram grzany. Smaczny, więc sączę i sączę i jakoś w nogach watę zaczynam czuć, a nie krzepę. :D
Grzany miód
Grzany miód
Składniki:
- 1 butelka (750 ml) miodu pitnego (może być trójniak, a i czwórniak się sprawdza - lepszego szkoda)
- 3 plastry pomarańczy
- 3 plastry cytryny
- 5-6 goździków
- 1 anyż gwiaździsty
- kawałek (tak z 8 cm) kory cynamonowej
Owoce wyszorować, sparzyć, ostrym nożem pokroić w plastry. Do garnka (najlepiej z grubym dnem) wlać miód, dodać przyprawy i owoce. Uważnie podgrzewać, aby stał się gorący - nie wolno doprowadzić do wrzenia. Podawać i delektować się od razu, póki gorący. Ot i wszystko...
Wiecie, że trójniak oznacza, że do zrobienia miodu syconego wzięto jedną część miodu i trzy części wody? Wymieszano i poddano fermentacji. Kiedyś dodawano szyszek chmielowych, teraz domowym sposobem drożdży winiarskich - podobno trzeba uważać, żeby nie przerwała się fermentacja, bo wychodzi słaby i słodki. Podobno czekać na niego robiąc samemu trzeba parę lat (przemysłowo pewnie jakieś przyspieszacze stosują). Podobno ze wszech miar warto. Może kiedyś spróbuję go zrobić. Na razie temat mnie przerasta. A szkoda. ;)
Nie mogę pić wina. Lubię, ale mój organizm wyraźnie daje mi do zrozumienia, że niekoniecznie. Gdy na dworze mroźno, to wieczorem kusi, żeby grzańca posączyć... Miód świetnie się sprawdził w roli zamiennika - za pierwszym razem. Swoim zwyczajem zapisałam, co dodawałam do środka, bo efekt był znakomity. Następnym razem zamiennikiem nie był - bardziej mi smakuje niż grzane wino. A MMŻ to mężczyzna mojego życia ;).
Wiadomości o nasięźrzale pochodzą z książki Tadeusza Olszańskiego "Kuchnia erotyczna". Tyle, że chyba autorowi się pomyliło i nasięźrzał to inna roślinka: malutka paprotka (Ophioglossum vulgatum L.) będąca teraz pod ochroną. Podobno ma swój udział w powstaniu legendy o kwiecie paproci. Panny ją nago zbierały w Noc Świętojańską, nacierały się nią i czekały aż ktoś na nie będzie źrzał. A że wszystkie rośliny miłosne w pewnym momencie nazywano lubczykami, to i stąd pomyłka.
Wprawdzie u mnie na Walentynki raczej się pije, a nie je ;), ale dołączam wpis do akcji:
musi swietnie rozgrzewac! Az ma sie ochote wziasc kubek w obie dlonie i schowac sie pod cieplym kocykiem..:) pozdrawiam cieplo
OdpowiedzUsuńCiepły kocyk i grzany miód... Rozmarzyłam się ;) Pozdrawiam serdecznie.
Usuń