wtorek, 27 sierpnia 2013

Orzechowe bułeczki z rodzynkami

Tuuuk, tuuuk, tuk, tuk, tuk - potoczył się orzech i zniknął w jakimś zakamarku w kuchni. Szukany schował się za nogę szafki - miał świetną zabawę. Jednak po chwili zrozumiał, że tylko on się chciał bawić i został gdzieś, gdzie ciemno i kurz. Leżał i leżał parę miesięcy, aż znalazła go...

Tak mogłaby się zaczynać jakaś baśń. Kiedyś. Dawno. Teraz mało kto przynosi do domu orzechy w skorupkach, bierze dziadka do orzechów i pracowicie łuska. Prędzej kupujemy już łuskane. Byle prędzej, byle leniwiej. Bo szkoda czasu.
Szkoda czasu na łuskanie i na wiele innych rzeczy. A przecież to był też czas swoistej medytacji. Ręce zajęte, a myśl krążyła swobodnie, pozwalała odpocząć, wyciszyć. Zaś teraz: ciągle kusząca telewizja i internet zalewają papką, nie dają się w siebie wsłuchać.
Albo czas dla pobycia z kimś bliskim, dla rozmowy. Nie nauczyłam moich dzieci długich i z pozoru żmudnych robót kuchennych, podczas których jesteśmy razem. Pewnie dlatego, że w kuchni też staram się złapać uciekający czas. Choć sama mam wspomnienia z dzieciństwa, w których siedząc koło mamy pracowicie wybieram orzechy ze skorupek i się denerwuję, bo to dla mnie trudne. A jak się uda podzielić skorupkę na dwie części i wydłubać środek, to zawijamy je w sreberka po czekoladkach - mają wisieć na choince. Sreberka pracowicie zbierane i wyprostowywane. Jak się złote trafiło - to był szał! 
Może posadzę sobie orzech włoski (podobno trzeba dwa, żeby owocowały)? Zmusi mnie do wyjęcia z zakamarków szuflady dziadka do orzechów i do chwil zatrzymania. Może nawet się uda, że będą to chwile wspólnie spędzone :).




Orzechowe bułeczki z rodzynkami

składniki na 10 bułek:
  • 30 g drożdży
  • 1,5 szklanki wody
  • 2 szklanki mąki pszennej chlebowej (lub 650)
  • 1,5 szklanki mąki pszennej razowej 
  • 50 g orzechów włoskich
  • 50 g rodzynek
  • 1 łyżeczka soli
 Drożdże rozetrzeć z 1 łyżką mąki i ok. 50 ml wody. Odstawić (10 - 15 minut) aż zaczną pracować.
Orzechy lekko uprażyć na suchej patelni i drobno posiekać (robię to malakserem - mają być cząstki orzecha). Drożdże połączyć z resztą wody, mąkami i solą. Wyrobić elastyczne ciasto. Zostawić do wyrośnięcia.
Piekarnik rozgrzać do 220 stopni.
Gdy ciasto podwoi swoją objętość, wyłożyć je na stolnicę. Podzielić na 10 części, uformować bułki. Ułożyć na papierze do pieczenia. Gdy podrosną, piec ok. 30 minut. Przed wyjęciem stuknąć od spodu, gdy wydają głuchy odgłos, są już upieczone. Jeśli nie, to zostawić na kolejne 5 minut i ponownie sprawdzić. Studzić na kratce.

 
Bułeczki są pyszne, z wyraźnie orzechowym smakiem, czasem przełamanym rodzynką. Świetne zarówno na śniadanie, jak i na kolację. Bardzo je lubię. Są moim sierpniowym wkładem w listę Wisły "Na zakwasie i na drożdżach".
Piekę je na kamieniu, zupełnie tak samo jak te - tam też można zobaczyć, jak je formować. 


Przepis na orzechowe bułeczki z rodzynkami jest odrobinę zmodyfikowanym przepisem z książki Teresy Miazgowskiej "Pizze, chleby, foccacie".

7 komentarzy:

  1. Tarzynko, ładnie to napisałas o tym pośpiechu i medytacji przy prostych, kuchennych zajęciach. Nie wyrzucaj sobie, że czegoś tam dzieci nie nauczyłaś. "Ątrakcyjność" tego świata rośnie lawinowo, ani dzieci, ani my nie dali byśmy rady wszystkiego ogarnąć, pojąć... coś nam umyka, coś doganiamy.
    Dziękuję za dołączenie di sierpniowej listy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i jeszcze bardzo ładne zdjęcia. Takie w klimacie orzechowe :)

      Usuń
    2. Och, Wisło, nie wyrzucam sobie. Raczej obserwuję i się zastanawiam :). Do listy dołączam z całą przyjemnością. Bardzo się cieszę, że ją prowadzisz - trochę mnie dopinguje do przypominania sobie tego, co kiedyś piekłam i było dobre i do wypróbowywania nowych rzeczy.

      Usuń
  2. Trochę już jesiennie i nostalgicznie ale bardzo pięknie prawisz (-:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jesiennie i nostalgicznie, a tu sierpień, pogoda prześliczna. To pewnie przez te orzechy, które z jesienią się kojarzą :).

      Usuń
  3. łuskanie orzechów w długie i już zimne wieczory...pamiętam :) Tarzynko...a też miałaś w dzieciństwie brązowe dłonie od wyjmowania orzechów z łupin. najbardziej zawsze lubiłam orzechy świeże, w miękkiej skórce , która łatwo schodzi...Tak to sobie miło powspominałyśmy.Bułeczki piękne , refleksje też :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brązowych dłoni nie pamiętam, tylko te kłopoty z wyjęciem orzecha z zakamarków skorupki. W dzieciństwie za bardzo nie lubiłam ich smaku, więc świeże też mi nie utkwiły w pamięci. Co innego teraz, już czekam aż się pojawią :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...