Lubicie te wszystkie "wigilie" przed świętami? Przedszkole, zuchy, szkoła, praca? Wszystko skomasowane w ostatnich tygodniach przed Bożym Narodzeniem, gdy czas mnie goni bardziej niż zwykle?
Przyznam się, że kiedyś ich nie lubiłam, teraz mam coraz bardziej mieszane uczucia. Wzruszają mnie moje dzieci z wielkim przejęciem wypowiadające swoje kwestie w jasełkach i śpiewające kolędy. Coraz lepiej znam i lubię rodziców ich koleżanek i kolegów, więc rzadziej stoję jak kołek, a częściej jest to spotkanie z miłymi mi ludźmi i okazja do porozmawiania. To lubię. Nie lubię natomiast dzielić się pięćset tysięcy razy opłatkiem i składać życzenia komuś, kogo znam tylko z widzenia. Pewnie, że nie życzę mu źle, lecz naprawdę nie wiem, co go ucieszy i życzenia wychodzą zdawkowe. Chyba się starzeję, w szkole średniej potrafiłam godziny całe spędzić na składaniu życzeń. :). Nie lubię też myśleć, że właściwie powinnam teraz siedzieć w kuchni, bo potem zarwę parę nocek, będę nieprzytomna i zmęczona, a nie ciesząca się świętami. Stanowczo czekam aż wszystkie moje dzieci zaczną spędzać te spotkania bez rodziców.
Zazwyczaj powinnam przynieść coś do jedzenia. Jeśli mogę, wybieram pieczenie ciasta, a nie krojenie sałatek czy lepienie pierogów. Wystarczy, że zrobię je na "moje święta". Staram się wymyśleć coś mało pracochłonnego. Z drugiej strony jestem kuchenną ryzykantką - jak już mam coś robić, to niech ja też mam trochę przyjemności i eksperymentuję z nowymi dla mnie potrawami. Na szczęście rzadko muszę robić coś kolejnego, bo eksperyment okazał się totalną porażką :D. Tym razem się udało i to podwójnie. Załapałam się na ciasto, a nie żmudne lepienie lub krojenie. I wyszło wspaniale. No może się troszkę kleiło i lepiej było mieć talerzyk, ale do smaku nie można było się przyczepić. Coś pysznego.
Piernik drożdżowy przekładany powidłami śliwkowymi z polewą
Ciasto:
- 60 g drożdży
- 6 żółtek
- 6 białek
- 230 ml (niepełna szklanka) cukru
- 3/4 szklanki miodu
- 3/4 szklanki oleju
- 2 szklanki mąki
- 1 łyżeczka sody
- 1 opakownie przyprawy do pierników
- 2 niecałe słoiki dżemowe powideł śliwkowych (takie po ok. 280 ml)
- 125 g masła
- 3/4 szklanki cukru
- 4 i 1/2 łyżki kawy inki
- 3 łyżki wody
Mąkę wymieszać z sodą i przyprawami.
Żółtka ubić z resztą cukru. Cały czas powoli ubijając dodać drożdże z cukrem, olej i miód. Ma być dokładnie zmiksowane. Dodać mąkę z dodatkami i dokładnie wymieszać.
Ubić pianę z białek. Delikatnie wymieszać z ciastem.
Formy wysmarować masłem i wysypać bułką tartą. Wlać ciasto do 2/3 wysokości.
Piec ok. 50 minut w temperaturze 180 stopni. Wyjąć, jak patyczek włożony do ciasta będzie suchy.
Studzić na kratce.
Jak ciasto już wystygnie, przekroić na trzy części. Przełożyć powidłami.
Przygotować polewę. Wszystkie składniki rozpuścić w rondelku. Gotować od czasu do czasu mieszając przez 5 minut. Ma nie kipieć, ale też musi wyraźnie bulgotać. Robię to z zegarkiem w ręku. To nie jest najprostsza pod słońcem polewa i te 5 minut jest ważne. Na początku płynie, za długo gotowana po zastygnięciu potrafi się kruszyć. Na szczęście nie ma specjalnych skłonności do przypalania. Zaś przede wszystkim jest bardzo smaczna. Właśnie z dodatkiem kawy inki. Można ją robić też z kakao, ale ja wolę w tej wersji (a poza tym uczuleni na czekoladę też mogą ją jeść).
Gorącą polewą polać ciasto. Uwaga spływa. To co spłynie podjadamy, jak wystygnie :D.
Podawać następnego dnia albo później. Niech ciasto ma czas przegryźć się.
Przepis na piernik jest autorstwa Malinny. Zupełnie nie wiem, dlaczego dopiero teraz go upiekłam. Całe szczęście, że nie przegapiłam w ogóle. Na pewno wart jest grzechu.
Piekłam w dwóch keksówkach. Jedna miała wymiary 30x11x8 , zaś druga, mniejsza 21,6x11,4x6,35.
Używam przyprawy do piernika firmy Kotany. Jedyna jaką znalazłam bez dodatku cukru. Jeśli jej nie mogę dostać, mieszam korzenie sama.
Czy renifery lubią piernik? Te się tego nie dowiedzą. Na ten ostatni kawałek było czworo chętnych. Sami rozumiecie, że dla nich nic nie zostało :D.
O mamo, z tylu jaj i takiej ilości miodu jeszcze nie robiłem wyszły pyszszne :) Polewa oryginalna zwłaszcza że osobiście "kromkę" zawsze moczę czy to w kawce czy syropie np. teraz z Pińczowa malina-róża. Z tą Inką jeszcze szybciej schodzi :)
OdpowiedzUsuń