Robię przetwory. Czasami. Co roku. Całkiem długo je przechowuję.
Nie lubię, gdy mi się psują. Czasem pasteryzuję je nawet dłużej, niż jest napisane w przepisie.
Po pierwsze.
Trzeba wyparzyć słoiki. Porządnie umyte.
W tym celu można do każdego nalać trochę wrzątku, pomajtać nim, żeby dotarł mniej więcej w każde miejsce i wylać. Wysuszyć słoiki. Trzeba uważać, żeby się nie poparzyć.
Można też nalać do każdego trochę wody, tym razem nie wrzątku. Wstawić do kuchenki mikrofalowej. Nastawić na maksa na dwie minuty. Wylać gorącą wodę. Wysuszyć słoiki. Ryzyko poparzenia jest wprawdzie mniejsze, ale też istnieje.
Przykrywki też trzeba wyparzyć. Na przykład włożyć do garnka, zalać wodą i gotwać ok. 10 minut od zagotowania. Odcedzić i wysuszyć.
Po drugie pasteryzacja.
Można wyłożyć garnek gazetą. Wstawić do niego zapełnione, z założonymi, ale nie do końca dokręconymi przykrywkami słoiki. Nalać do 2/3 ich wysokości wody i gotować na małym ogniu od zagotowania przez czas podany w przepisie. Wyjąć, sprawdzić czy się zamknęły. Jeśli nie, to nie pamiętam co się robi, bo i tak je dokręcam ;). Chyba tak można (choć teoria głosi inaczej), bo nigdy mi się nic nie zepsuło.
Po trzecie, jak ktoś jest leniwy.
I posiada piekarnik.
To ja!
Gdy nadchodzi czas ładowania przetworów do słoików, to wkładam je otwarte do piekarnika. Obok układam przykrywki. Nastawiam go na 120 stopni i cierpliwie czekam. Wkładam rękawicę, wyjmuję po jednym słoiku, do gorącego wlewam gorący przetwór. Nakładam dopiero co wyjętą z piekarnika przykrywkę (też rękawicą) i leciutko wkładam - nie dokręcam. Słoik z powrotem wstawiam do piekarnika. I tak aż do wyczerpania przetworu (gorzej, gdy zabraknie słoików - zawsze ich na początku przygotowuję za dużo). Potem trzymam je w rozgrzanym piekarniku jeszcze przez czas przeznaczony na pasteryzację. Wyjmuję, ew. dokręcam przykrywki, odwracam do góry dnem, ustawiam na podstawce na gorące. Przykrywam ścierką i czekam aż wystygną (najczęściej zostawiam je na noc albo i dłużej). Odwracam i sprawdzam, czy się zamknęły. Tzn. leciutko próbuję otworzyć. Gdy mi się nie udaje, to jest ok. Gdy się udaje, to albo zjadamy zawartość słoika, albo jeszcze raz go pasteryzuję (wybieram to pierwsze ;) ).
To stanowczo mój ulubiony sposób na wyparzanie słoików i pasteryzację ;).
Tylko, że w tym wypadku też można się poparzyć :(
Na poparzenia mam Panthenol. Nieraz ratował mnie od bólu i niefajnych skutków moich działań w kuchni. Jeśli ci, co gotują, dzielą się na tych, co się tną i na tych, co się parzą, to ja stanowczo należę do tych drugich. Dlatego w kuchni stoi u mnie obowiązkowo Panthenol. Gdy się oparzę, to od razu psikam grubą warstwę pianki na uszkodzone miejsce. Nie polewam zimną wodą, nie schładzam. Nawet po dotknięciu do kratki w rozgrzanym do 230 stopni piekarniku (o ja głupia, czemu rękawiczka wisiała na miejscu, zamiast znajdować się na mojej ręce?), popsiukaniu i długim odczekaniu, nie odczuwałam specjalnych dolegliwości.
Nie jestem lekarzem, wyżej opisane działania można stosować tylko na własną odpowiedzialność - może inni reagują inaczej?
Muszę spróbować tej metody wyparzania w mikrofali, słyszałem już o tym, ale jeszcze nie próbowałem :)
OdpowiedzUsuńNie cierpię pasteryzacji na mokro w garnku, zdecydowanie bardziej wolę pasteryzować w piekarniku. I niestety też czasem zdarza mi się poparzyć (po ostatnim wypiekaniu mam jeszcze ślad na wierzchu prawej ręki)
OdpowiedzUsuńWypróbowałam właśnie metodę piekarnikową do wyparzenia słoików i nakrętek. Niestety nakrętki mocno na tym ucierpiały... Kilka z nich się po prostu spaliło, trzymałam ledwo 10min...a Były nowe, nie "po przejściach". Jeden słoik po nalaniu zupy pękł. Chyba mam pecha więc pozostanę przy klasycznym gotowaniu słoików w garze...
OdpowiedzUsuńUps, a to pech. Nie mam pojęcia dlaczego przykrywki się spaliły,jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że może temperatura była za wysoka. Na szczęście w wyborze metody pasteryzacji panuje pełna dowolność i można trzymać się swojej ulubionej.Tylko przykro, że przykrywki, słoik i zupa ucierpiały...
UsuńA czy można wekować pesto? Nie mam już miejsca w zamrażalniku, a chciałabym zamknąć smak lata na zimę.
OdpowiedzUsuńNigdy nie wekowałam. Z jednej strony pesto jest surowe (wekowanie to jednak podgrzewanie, pewnie zmieniłoby smak i właściwości), z drugiej pesto sprzedawane w sklepach jest jakoś pasteryzowane i zamykane. Tyle że metodami przemysłowymi można to zrobić inaczej niż w domu - pasteryzacja wtedy to szybkie podgrzanie i równie szybkie schłodzenie.
UsuńGdybym miała dużo pesto, to próbowałabym włożyć do wyparzonych słoiczków, zalać oliwą (wpływa na przedłużenie przechowywania) i trzymać w lodówce. Myślę, że miesiąc,dwa by wytrzymało i się nie zepsuło. Albo spróbowałabym zamrozić same liście bazylii, zajmują mniej miejsca i łatwiej je gdzieś upchnąć. Jedno i drugie bez gwarancji powodzenia niestety.
Na poparzenia jest procz panthenolu swietny sposob! Ostatnio wyprobowalam! Poparzylam sobie dlon wylewajac gotujaca sie wode z garnka.Oczywiscie gdybym polala cala dlon to pewnie skonczylabym na pogotowiu,ale na mniejsze poparzenia wspaniala jest Maka Pszenna! Najlepiej gdy stoi w lodowce "w razie czego". Moja nie stala,byla w temperaturze pokojwej.Mimo wszystko wsadzilam do niej poparzona reke na 10 minut!Wyjelam, a tam ani bolu ani pieczenia ani sladu! Naprawde polecam!
OdpowiedzUsuńWspanialych przetworow zyczy Anna!
O sposobie z mąką nie słyszałam, a warto o nim pamiętać. Panthenolowi zdarza się niestety zapodziewać, a mąkę pszenną zawsze w kuchni mam. Dziękuję Anno za podzielenie się tym sposobem - wypróbuję. Tobie też życzę wspaniałych przetworów :).
Usuńtego mi było trzeba. Dziękuję i idę wyparzać :)
OdpowiedzUsuńMam sposób na to, aby napełnionych i zamkniętych słoików (tzw. twistów z metalową pokrywką) nie prażyć dalej w piekarniku ani nie odwracać do góry dnem. Wystarczy je ustawić do wychłodzenia i sprawdzić potem, czy wieczka "rezonują" czy są zamknięte "na twardo" przy stukaniu po nich. Te dobrze zamknięte są twarde, nie uginają się pod przyciśnięciem, ponadto patrząc z boku widzimy lekkie wklęśnięcie ich powierzchni.
OdpowiedzUsuńOd lat wlewam gorący (gotujący się jeszcze) dżem do wcześniej wyparzonych (zalanych wrzątkiem do 1/3 wysokości) słoików, zakręcam zalanymi wcześniej wrzątkiem pokrywkami, odwracam do góry dnem i czekam aż zrobią się tylko ciepłe, do dotyku. Potem odwracam i czekam aż się schłodzą, wstawiam do piwnicy. Jeszcze nigdy nie miałem problemu.
OdpowiedzUsuńJa zawsze w pracy w zmywarce gastronomicznej wyparzam. Działa idealnie
OdpowiedzUsuńUwielbiam przetwory własnej roboty! Są wyśmienite :)
OdpowiedzUsuńNa przykład do swojego miodu używam nakrętek metalowych Łysoń, które sprawiają iż szklany słoiczek wygląda ciekawiej.
Świetny blog!
Pasteryzacja to jedna z metod konserwowania żywności znana człowiekowi od wieków. O tym jak funkcjonuje i jak wpływa na jakość żywności możecie przeczytać w ciekawym artykule dostępnym na stronie http://przechowalnictwo-zywnosci.eu/pasteryzacja-w-jaki-sposob-dziala/.
OdpowiedzUsuńMoje kubki smakowe właśnie doświadczyły niebiańskiego spełnienia!
OdpowiedzUsuń