Do mięs, ale i do serów. Do pasztetów, także tych wegetariańskich. Sos, który pojawia się u nas na Wielkanoc. Właściwie tylko wtedy. Zajadamy się nim ze smakiem. Cumberland.
Antoni Talar kucharz Andrzeja Potockiego robił go tak:
"Galaretkę z czarnych i czerwonych porzeczek rozmieszać z czerwonym winem i sokiem z pomarańczy, dodać musztardę, dosłodzić sokiem wiśniowym i zakwasić sokiem z cytryn. W końcu dodać drobniutko pokrojoną skórkę pomarańczową. Osolić, bowiem bez soli sos jest mało wybitny. Odstawić na parę dni do spiżarni, gdyż świeżo zrobiony nie jest dobry".
Ile w nim smaków! Słodki, słony, kwaśny, gorzki, Ile w nim dobra! Rzeczywiście powinien się przegryźć parę dni. Jest wtedy wybitny. Ten, co ja robię jest dobry też tuż po zrobieniu. Oblizałam łyżeczkę po zrobieniu, więc wiem na pewno :). Zapakowany w słoiczki czeka w lodówce na Wielkanoc.
Sos Cumberland
- 8 łyżek keczupu z czerwonych porzeczek (lub borówek lub żurawiny do mięsa)
- 8 łyżek dżemu z czarnych porzeczek
- 2 łyżki tartego chrzanu (odciśniętego na sitku)
- 1 łyżka musztady Dijon
- 1 łyżeczka octu balsamicznego
- 1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej
- otarta skórka z 1/2 cytryny (najlepiej niepryskanej)
- sok z 1/2 cytryny
- 1/2 łyżeczki białego pieprzu
- 1/4 łyżeczki soli
Wrzucam wszystko do kubka z nożem od blendera (nie przejmuję się siekaniem skórki pomarańczowej) i miksuję. Z podanej proporcji wychodzi mniej więcej 300 ml sosu Cumberland.
Łyżka używana przeze mnie ma 15 ml, a łyżeczka 5 ml.
Przepis jest lekko zmodyfikowanym przepisem zamieszczonym w "Nowej Kuchni Polskiej" w "Spotkaniu wielkanocnym".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz