piątek, 14 września 2012

Pieczony patison a przekleństwa

Powiem Ci brzydkie słowo - szeptała moja prawie pięciolatka i mówiła: zero. Nie wiem zupełnie skąd jej się to wzięło? I dlaczego akurat zero, a nie na przykład bardzo u nas w rodzinie popularny centylion, czyli liczba niewyobrażalnie wielka? Ma nawet jakąś wartość, ale nie wiem, czy cokolwiek we wszechświecie występuje w takiej ilości. No może te małe cząsteczki, o których mówią fizycy, a których nikt nie widział. Bajki jakieś. Miony, kwarki i spin ogona smoka :D.

Dla mnie najpiękniejszym przekleństwem jest "do najprostszych pierwotniaków rym". Zachwycam się nim niezmiennie. Zresztą cała wiązka wymyślona przez Jeremiego Przyborę i świetnie wyśpiewana przez Irenę Kwiatkowską jest obłędna "szuja, szczeżuja, do najprostszych pierwotniaków rym". Wspaniałe. Mistrz słowa, który o przyziemnych sprawach opowiadał finezyjnie i z lekkością. Czasem z zaskoczeniem zdawałam sobie sprawę, o czym naprawdę jest dana piosenka, bo zwracałam głównie uwagę na smaczki językowe. Zazdraszczam tej lekkości pióra, tych skojarzeń. I napawam się nimi z zachwytem.


Kiedyś chodziłam po górach z klubem górskim. Fajnych, bezludnych. Sklepów w nich nie było. A jak nawet gdzieś był, to zazwyczaj i tak nie było co kupić. Całe jedzenie na parę tygodni trzeba było nosić na plecach. Podobno podczas wcześniejszych wyjazdów było ono mało urozmaicone. Gdy nastała era troszkę wcześniejsza niż nasza (moich koleżanek i moja), pojawiły się cebula i przecier pomidorowy, które już były rewolucją smakową. Nasze noszenie dodatkowo pora, papryki (parę dni wytrzymywała, a dodana nawet w małych ilościach do zupki w proszku potrafiła czynić cuda) i ziół prowansalskich było wręcz perwersją. Niemożliwe: puchy gotowane na ognisku, a takie dobre. Tylko konserwy wieprzowo-tłuszczowej nie potrafiłyśmy uzdatnić - na ciepło nijak nie dało się jej zjeść. Nawet po naszych zabiegach ;).


Układając listę rzeczy do zabrania na któryś wyjazd, moja znajoma przeholowała. Zaplanowała, że paru kolegów będzie nosić patisony. Rzeczywiście szybko się nie psują, ale ciężkie są strasznie. Nikt ich nie zabrał, ale panowie zamiast skurwysyn zaczęli mówić patison. Bardzo im się to podobało, wręcz nadużywali.
Parę miesięcy później byliśmy na lajtowej wycieczce w małym gronie i ktoś nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywało to warzywo na S... Znacie odpowiedź? Patison oczywiście. :D


Z patisonem zaprzyjaźniona bardzo nie jestem, ale powoli się to zmienia.
Lubię jego kształt.
Zakochałam się w małych patisonkach. Są pyszne. Zapiekam je z cukinią i serem.
Nie lubię tego, że duży jest twardy. Z drugiej strony dobry jest przekrojony, posmarowany oliwą, posolony, popieprzony, nadziany i upieczony. Świetnie nadają się do tego średniej wielkości - dużo łatwiej je przekroić niż duże.


Nadziewane patisony
składniki:
  • 6 średnich (ok. 1200 g) patisonów
  • 2 (ok. 100g) szalotki - można zastąpić zwykłą średnią cebulą
  • 120 g wędzonego boczku 
  • 4 ząbki czosnku
  • 8 suszonych pomidorów (tzn. 8 połówek pomidorów)
  • 1 mała ostra papryczka
  • 1 łyżka świeżej bazylii (ok. 6 liści, ew. można zastąpić 1 łyżeczką suszonej)
  • 1 łyżka świeżych listków tymianku (ew. można zastąpić 1 łyżeczką suszonego)
  • 1/2 łyżki świeżego rozmarynu (ew. można zastąpić 1/2 łyżeczki suszonego)
  • sól 
  • ew. świeżo zmielony czarny pieprz
  • 2 łyżki oleju
Piekarnik rozgrzać do 190 stopni (z termoobiegiem, bez - do 200 stopni).
Patisony umyć, przekroić w połowie wysokości, wydrążyć gniazda nasienne. Posolić, można popieprzyć.
Cebulę i czosnek obrać i posiekać. Boczek pokroić na małe kosteczki. Zioła posiekać. Papryczkę przekroić na pół, usunąć gniazda nasienne, pokroić na małe kawałki. Pomidory też pokroić na małe kawałki. Na patelni rozgrzać 1 łyżkę oleju.Wrzucić boczek, chwilę posmażyć mieszając. Dodać cebulę i ją zeszklić. Dodać czosnek i pomidory, chwilę posmażyć. Na koniec dodać papryczkę i zioła, dobrze wymieszać i zdjąć z ognia.
Naczynie żaroodporne wysmarować łyżką oleju. Dolne połówki patisonów nadziewać mieszanką z patelni, przykrywać górnymi. Ułożyć w naczyniu. Zapiekać na dolnym poziomie 20 minut.



Nie lubię miękkich warzyw, wolę jędrne. Takie też są te patisony. Wcale nie są bardzo pikantne. Podczas obróbki termicznej ostrość papryczki łagodnieje. Zajadamy tę potrawę samą. Albo jako dodatek do obiadu. Lubię ją.

Zastąpienie w tej potrawie świeżych ziół suszonymi skutkuje częściową utratą smakowitości ;).



W menu przeze mnie proponowanym w akcji Kuchnia 24/7 patisony podaję na kolację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...