Byłam kiedyś w Chorwacji. Z mężem moim wtedy dopiero co poślubionym. Wielce romantyczna była to podróż. Koniec maja, niesezon, turystów tylu co na lekarstwo. Bajka. I jeszcze ten zapach. Oszałamiający. Jechaliśmy samochodem bez klimatyzacji, okna były otwarte i pachniało. I to jak. Mimo, że na autostradzie, to intensywność i piękno zapachu nie dały się porównać do niczego wcześniej przeze mnie znanego. Bogactwo kwiatów objawiało się bardziej przepiękną wonią niż widokiem, choć i ten był wspaniały. Chorwacja przed sezonem marzy mi się do dziś...
Uroczych wspomnień mam z niej więcej. Naprawdę mnie oczarowała. I przywiozłam z niej najsmaczniejszą oliwę pod słońcem. Tak dobrej nigdy więcej nie jadłam. Pewnie też nie zjem, bo pamięć wyidealizowała jej smak. A było to tak: chcieliśmy kupić dobrą miejscową oliwę, ale nie mieliśmy pojęcia gdzie. Sklep - odpada. Przydrożne stragany nastawione na nielicznych jeszcze turystów - też nie budziły naszego zaufania. Trochę bez nadziei zapytaliśmy naszej gospodyni, czy mogłaby nam poradzić, gdzie kupić. Odpowiedziała, że u niej, że mają swoje drzewa oliwne i tłoczą na swoje potrzeby. Przyniosła do spróbowania i już wiedzieliśmy, że nic wspanialszego nie dostaniemy. Zawieźliśmy pięciolitrowy baniak po wodzie oliwy do domu (rozlaliśmy ją potem pracowicie do butelek). Nic się nie zmarnowało. Ani kropelka. Tęsknię do jej smaku. Długo szukałam oliwy, która mogłaby jej dorównać. Przypomina mi ją Delicato firmy Monini.
A jak z tym wszystkim związany jest fougasse? Prowansalski chleb w kształcie drabiny z dodatkiem oliwy? Pierwszy raz upiekłam go posmarowanego właśnie tą oliwą z Chorwacji. Niebo w gębie.
Fougasse
składniki na jeden chleb:
- ok. 7 g świeżych drożdży (kulka mniej więcej wielkości mirabelki)
- 1 łyżeczka cukru
- 210 ml wody
- 350 g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki soli
- 2 łyżki oliwy
- oliwa extra vergine do posmarowania (użyłam Delicato firmy Monini)
- ew. sól morska do posypania
Piekarnik rozgrzać do 190 stopni (włożyć do niego blachę lub najlepiej kamień do pieczenia pizzy).
Wyjąć ciasto na stolnicę oprószoną mąką, rozwałkować na grubość ok. 0,5 cm. Przenieść na deskę przykrytą papierem do pieczenia. Posmarować oliwą, ew. posypać solą. Ostrym nożem pokroić, by osiągnąć kształt drabiny. Starać się nie przekroić papieru, ale gdy to się stanie, to nieszczęścia nie będzie.
Przełożyć fougasse wraz z papierem na rozgrzany kamień (ew. blachę). Ja po prostu zsuwam z deski pociągając za papier ręką w długiej rękawicy (wkładam ją wszakże do piekarnika mimo wysuniętej blachy). Piec 20-25 minut na jasnozłoty kolor.
Studzić na kratce. Jeść odrywając kawałki (szczeble drabiny ;) ).
Piekę go od lat. Zazwyczaj na imprezy. Gdybym robiła to częściej, to toczyłabym się jak kuleczka i ciężko by było powiedzieć, gdzie mam wysokość, a gdzie szerokość :D. Jest tak pyszny, że nie mogę się opanować i zajadam go, aż się skończy.
To chleb, który szybko się starzeje. Najlepszy jest prosto z pieca. Fougasse często bywa nadziewany. Różnie. Słodko albo wytrawnie. Próbowałam i... to jednak nie moja bajka. Najlepszy jest najprostszy: posmarowany dobrą (to ważne, jego smak bardzo od tego zależy) oliwą. Co najwyżej lekko posypany solą morską. Ewentualnie solą z odrobiną ziół. Sam w sobie jest pyszny. Dobry też z różnymi pastami i dipami.
piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńpiękny post. wysmakowany w każdym calu.
Cieszę się, że Ci się podoba. :)
UsuńPysznie wygląda!
OdpowiedzUsuńI tak smakuje!
UsuńUwielbiam takie domowe chlebki bez dodatków, które je się bez niczego :D Aż mnie skręciło w brzuchu z tej ochoty ;)
OdpowiedzUsuńPyszny jest. I wcale nie bardzo skomplikowany.
UsuńPracowałam kiedyś we francuskiej piekarni i tam fougasse wypiekało się na miejscu. Ach, co to był za zapach i smak! Twój na pewno smakuje obłędnie :)
OdpowiedzUsuńJakie masz świetne doświadczenia. Zazdraszczam. :)
UsuńMogę się założyć, że takie fougasse znikałoby u mnie w domu w ciągu minut po wyjęciu z piekarnika.
OdpowiedzUsuńI to chyba jedyny powód, dla którego jeszcze go nie upiekłam :D
To też jest powód dla którego nie gości u nas często :D
Usuń